W naszym zabieganym, pełnym stresów, natrętnych bodźców z zewnątrz świecie każda chwila, w której mamy poczucie, że jesteśmy w pełni zrelaksowania jest na wagę złota. Istnieje wiele sposobów, aby poczuć spokój, ukoić nerwy. Można stosować zioła, ale można też uciekać się do dostępnych praktyk, na przykład takich,jak terapia dźwiękiem. Każda praktyka jednak musi być dla nas przyjemna. Wypicie ziół, które są dla nas wstrętne, na pewno nie wywoła przyjemnej fali spokoju, a wręcz przeciwnie. Nie należy więc zaprzestawać szukania takich form relaksu, które sprawią nam niezawodnie kilka chwil prawdziwej przyjemności.

Coraz bardziej popularne w naszym kraju są misy dźwiękowe, które wywodzą się z Indii (VIII wiek), stąd nazywamy je misami tybetańskimi. Służą nie tylko do obrzędów religijnych, ale też do relaksacji, medytacji, naturoterapii i jako instrumenty muzyczne. Zastosowań i możliwości ich wykorzystania jest naprawdę wiele. Wykonane są ze stopu metali i każde uderzenie, czy potarcie wywołuje ciekawe i zróżnicowane tonacyjnie dźwięki. Dźwięki rezonują, a w ciele człowieka wywołują przyjemne doznania, uspokajają, nawet usypiają. Poza dźwiękami mis podczas takiej sesji relaksacyjnej możemy usłyszeć wiele innych instrumentów takich jak kij deszczowy, bębenek medytacyjny, kalimba, flet pasterski, dzwonki planetarne, dzwonek koshi, dzwonki tingsha.

Ważne jest, aby każdy dźwięk wybrzmiał do końca, żaden nie może być drażniący, nieprzyjemny, zbyt wysoki, ani zbyt niski, melodia wywołuje harmonię, przenika całe ciało, dźwięki mają też odmienne „faktury”, przenikają się wzajemnie, a pod przymkniętymi powiekami mogą przewijać się obrazy, które dyktuje nam coraz bardziej poddający się przyjemności umysł. Nieodłącznym elementem takiej sesji relaksacyjnej jest zapach naturalnych kadzideł, światło świec, półmrok. To czas, kiedy wszystkie procesy w ciele zwalniają, są „tu i teraz”. Ten stan można nazwać swego rodzaju rehabilitacją emocjonalną. Za wiele chorób odpowiedzialne są właśnie nagromadzone negatywne emocje, którym warto dać ujście i poddać tej przyjemnej rehabilitacji. Każdy, kto czuje, że stres, presja otoczenia, po prostu życie go przerasta, a wewnętrzne struny napięte są do granic możliwości powinien wypraktykować ten sposób poddania się relaksowi ciała i duszy. Sesje misami tybetańskimi można wykonywać trochę podobnie, jak i te psychologiczne, czyli zarówno w grupie, jak i indywidualnie. Sesja może mieć miejsce nawet w zaciszu własnego domu. Efekty mogą okazać się naprawdę zaskakujące… Stres prowadzi do depresji, nałogów wszelkiego rodzaju i innych chorób emocjonalnych, bo przecież sam w sobie stres jest blokadą. Kiedy emocje są zablokowane, w końcu muszą znaleźć jakieś ujście i najczęściej dzieje się to w złym kierunku. Misy może nie są sposobem leczenia, ale na pewno są dobrym wstępem do tego, aby „wejść głębiej w siebie”, spojrzeć ze spokojem i miłością na to, co się z nami dzieje i rozpoznać emocje. To zaś jest podstawą, aby podjąć decyzję o zmianach w swoim życiu. Człowiek zrelaksowany i spokojny zawsze podejmuje bardziej wiążące i po prostu dobre decyzje.

Jak zawsze nie zachwalamy i nie dajemy gwarancji, ze jest to metoda dla każdego, ale na pewno wielu jest w stanie pomóc ukoić nerwy, dać miłe doznania, sesja może też wzbogacić wieczór w gronie przyjaciół, jest czymś nowym, ciekawym, egzotycznym. Na pewno też nie wywołuje „skutków ubocznych”, ewentualnie można podczas niej zasnąć głębokim, zdrowym snem!

Ciekawostki

Czy wiesz, że…

  • Misy tybetańskie odlewane były ze stopu nawet 12 różnych metali, a każdy metal odpowiadał innej planecie układu słonecznego.
  • Najczęściej możemy kupić misy z tak zwanego brązu spiszowego (dzwonowatego) i mosiądzu.
  • Misy należą do rodziny dzwonów!
  • Największą gratką są misy wyprodukowane nawet 100 lat temu w antycznych dymarkach, których dźwięk i moc są niepowtarzalne.
  • Już podczas obróbki misy mogą być strojone, aby ich dźwięk był unikalny.
  • Misy himalajsie są najbardziej popularne, ale są też misy japońskie, assam, bengalskie, nepalskie i… szklane!