Sezon na cytrusy trwa, a ich wybór przyprawia o zawroty w głowie. Duże, małe, pomarańczowe, pachnące, sprawiające przyjemność i nieodłącznie kojarzące się ze Świętami Bożego Narodzenia – pomarańcze, mandarynki, klementynki. Czy warto po nie sięgać i jak wybierać najsmaczniejsze owoce?

Cytrusy zdecydowanie warto jeść ze względu na zawartość witamin i nisko kaloryczność, ale warto wiedzieć, że dość często powodują alergie. Alergia na ulubione pomarańcze może pojawić się w każdym wieku i o ile w przypadku dzieci najczęściej z niej wyrastają, o tyle jeśli zaobserwujecie zmiany alergiczne w wieku na przykład trzydziestu lat po ich spożyciu (wysypki, swędzenie), to nie ma innego wyjścia, jak ograniczyć je w diecie.

Pomarańcze

Wybrać dobrą sztukę w hipermarkecie wcale nie jest łatwo, bo przeważnie są źle oznaczone, zamiast pysznych, bezpestkowych i słodkich owoców w promocji kupujemy kwaśne i pełne drobnych pestek. Takie pomarańcze nadają się tylko na soki i przetwory, więc na półce opisanej „pomarańcze deserowe” znaleźć się nie powinny. Bez względu na ich wagę powinniśmy zwracać uwagę na grubość skórki, ta nie powinna być ani za gruba, ani za cienka oraz na tak zwany „pępek”. Owy „pępek” to zaczątek nowego owocu i taka pomarańcza z całą pewnością będzie smaczna i bez pestek. Pomarańcze uprawiane są w klimatach tropikalnych i subtropikalnych, a największymi eksporterami są Chiny, Brazylia i USA. Poza sokami, przetworami i oczywiście do spożywania „na świeżo” przydają się w przemyśle kosmetycznym. W 100 gramach pomarańcze mają tylko około 47 kcal, a w 90% składają się z wody. Co jeszcze znajdziemy w słodkim miąższu? Witaminę C, beta-karoten, witaminy z grupy B (w tym kwas foliowy), a poza tym węglowodany, błonnik, witaminę A i P, wapń, magnez, pektyny, żelazo, cynk, miedź, selen, fosfor i potas. Jedzenie pomarańczy pomaga w procesie wypłukiwania toksyn z naszego organizmu, a te przecież nieustannie się w nim gromadzą na skutek niezbyt zdrowego stylu życia i zanieczyszczenia środowiska. Jak wiemy witamina C zawarta w pomarańczach jest przeciwutleniaczem, minimalizuje stres, chroni przed nowotworami, reguluje ciśnienie krwi, chroni przed problemami z sercem. Przyjemne doznania sprawia nam już samo obieranie pomarańczy ze skórki, gdyż właśnie wtedy uwalniają się olejki aromatyczne. Skórki warto zostawić w pokoju, aż przestaną wydzielać woń. Taki naturalny aromat jest dla nas tysiąc razy lepszy, niż świece zapachowe i kadzidła. Skórkę możemy też zasmażyć i dodawać do ciast, zwłaszcza serników, makowców i keksów.

Mandarynki

Nie dajcie się zwieść wielkości mandarynek, gdyż w tym niewielkim owocu kryje się potężna siła! Siła witamin! Mają też niewątpliwie tą dużą zaletę, że dają się o wiele łatwiej obrać, niż pomarańcze. Zawierają między innymi dużo witaminy C i A. Zaledwie kilka sztuk pozwala pokryć dzienne zapotrzebowanie organizmu na witaminę C, która wzmacnia odporność i ochrania przed infekcjami, a ponadto jest antyoksydantem, czyli pomaga pozbyć się rakotwórczych wolnych rodników. Jeśli chodzi o witaminę A, to mandarynki mają jej więcej, niż ich większy kuzyn grapefruit. Ich miąższ zawiera witaminy z grupy B, potas, magnez, mangan i wapń. Powinny je jeść osoby z problemami dróg moczowych i cierpiące na zaparcia. Także skórka jest wartościowa w mandarynkach, bo zawiera jeszcze więcej od miąższu tak zwanej nobiletyny, czyli flawonoidu, który zapobiega odkładaniu się tłuszczu na wątrobie, więc tym samym obniża ryzyko zachorowania na cukrzycę typu II i miażdżycę. Jest to też owoc dla dbających o sylwetkę, bo 100 gramów dostarcza tylko 35 kcal, a poza tym pomaga w trawieniu i podobnie jak pomarańcze pomaga uwalniać toksyny. Cukrzycy też mogą jeść mandarynki, bo mają one niski indeks glikemiczny (30).

Klementynki

Mandarynki występują w różnych gatunkach, a najbardziej rozsławiona jest tak zwana klementynka. Jest to krzyżówka mandarynki z pomarańczą i swój rodowód ma w Algierii. Lubiana jest ze względu na niewielką ilość pestek, a odmiana o nazwie satsuma nie ma ich w ogóle! Są jeszcze dwie odmiany mandarynek – tangela, która ma gorzkawy posmak, bo jest skrzyżowana z grapefruitem i tangerynka o nieco cierpkim smaku. Dla każdego coś smacznego. Ale wróćmy do klementynek. Według jednej z legend, klementynka została stworzona przez zupełny przypadek w algierskiej wiosce, gdzie francuski misjonarz Clement Rodier hodował mandarynki śródziemnomorskie i słodkie pomarańcze. Podobno to właśnie w jego sadzie wzięła początek ta przepyszna krzyżówka. Oczywiście nazwę zaczerpnięto od imienia owego misjonarza. Dlaczego w grudniu mamy taki wysyp klementynek? Ponieważ naturalnie dojrzewają one między październikiem, a listopadem. Do naszych sklepów trafiają z Algierii, Maroko, Libanu, Turcji, Włoch, Hiszpanii i Francji. Najłatwiej jednak kupić w dobrej cenie te hiszpańskie. Klementynka jako owoc niskokaloryczny ma tylko 47 kcal, czyli mniej więcej tyle, co pomarańcza, a najpopularniejsze odmiany klementynek to Corsica, Fina i Clemenules.

Sięgajcie po mandarynki, pomarańcze i klementynki nie tylko od święta! A jeśli soki, to nie te z kartonu, ale coraz szerzej dostępne świeżo wyciskane lub domowej roboty. Warto rozpocząć dzień nie kawą z mlekiem, ale szklanką takiego soku, który doda energii, pobudzi trawienie, dostarczy łatwo przyswajalnych witamin.

Pamiętajcie, że skórkę owoców trzeba dokładnie umyć, a najlepiej sparzyć, albo umyć szczoteczką, bo przed transportem są solidnie spryskiwane chemicznymi środkami konserwującymi.